.
Filozofia minimalizmu nie jest mi obca już od dłuższego czasu. Małymi kroczkami minimalizm zaczął wkradać się do mojego życia już kilka lat temu. Często o nim wspominałam ale nie pojawiały się na blogu wpisy takie 100% o minimalizmie. Chyba ciągle myślałam, że jeszcze niewiele mam do powiedzenia w tym temacie, bo dalej zdarza mi się popełniać błędy, no gdzie tu tak mędrkować już na początku drogi. Ale zdałam sobie sprawę, że w zasadzie siedzę w tym już sporo czasu i mam całkiem sporą wiedzę, popartą też własnym doświadczeniem. Więc czemu by się tym nie dzielić i to nie dlatego, że minimalizm staje się coraz bardziej popularny (szczególnie chyba teraz w dobie pandemii), ale dlatego, że ta filozofia jest mi bliska. Zaprzyjaźniłam się z nią i trwam w tej relacji już jakiś czas, i co najważniejsze dalej zamierzam.
Zacznijmy może od tego co to właściwie jest minimalizm?
Podstawowa definicja z Wikipedii brzmi:
MINIMALIZM - to ograniczenie do minimum wymagań, potrzeb, dążeń. W ujęciu szerszym minimalizm sprowadza się do przewartościowania priorytetów, tak aby pozbyć się nadmiaru i zbędnych rzeczy - dobytku, przekonań, zachowań, zwyczajów, związków i czynności - które nie dają naszemu życiu wartości, a skupić się na rzeczach kluczowych, wzbogacających nasze życie.
Minimalizm jest bardzo uniwersalny tak naprawdę. Można go "stosować" tylko w niektórych dziedzinach życia. Należy kierować się jego przesłaniami ale tak by pasowały do nas samych.
Minimalizm zwykle zaczyna się od odgracania mieszkania, szaf i innych przestrzeni. Wbrew pozorom to właśnie posiadanie mniejszej ilości przedmiotów czyni nas szczęśliwszym. W schludnym, uporządkowanym mieszkaniu jest łatwiej żyć i skupić się, niż w zagraconym. Często przeglądając wszystkie kąty, znajdujemy rzeczy, o których istnieniu nawet nie pamiętaliśmy. Mamy masę rzeczy, które miały się kiedyś przydać, a nigdy nie przydały, albo ubrań, które mieliśmy założyć ale nigdy nie założyliśmy. Myślę też, że takim argumentem, który najbardziej do nas przemawia by coś z tym zrobić, jest kwestia finansowa. Jeśli zobaczymy ile mamy w domu rzeczy, których nie używamy i policzymy ile pieniędzy na nie wydaliśmy, a najlepiej jeszcze ile czasu musieliśmy na nie pracować, to od razu zmieniamy nasze podejście. Choć oczywiście "przejście" na minimalizm jest kwestią indywidualną.
Poza pozbyciem się nadmiaru rzeczy, drugim ważnym aspektem jest to by nauczyć się ich ponownie nie gromadzić. No bo na co nam się zda odgracanie mieszkania jak z powrotem zaczniemy do niego przynosić niekoniecznie potrzebne przedmioty.
Z czasem minimalizm przenosimy też na inne kategorie. Rezygnujemy np. z czynności, które nie wnosiły nic dobrego do naszego życia. Lepiej poświęcić ten dodatkowy czas na coś co się lubi lub nas rozwinie. "Segregujemy" nasze znajomości i trzymamy się tylko tych wartościowych. Toksyczni przyjaciele nie są przecież niczym dobrym. W minimalizmie chodzi w końcu głównie o to by nie skupiać się na posiadaniu rzeczy, a na inwestowaniu w swoje życie - rozwój, relacje, wspomnienia, przeżycia. Odchodząc ze ścieżki szalonego konsumpcjonizmu mamy więcej pieniędzy i czasu by skupić się na tym co naprawdę ważne.
O minimalizmie można by pisać i pisać. Nie bez powodu powstało tyle felietonów i książek na ten temat, a ciągle pojawiają się nowe. Temat nie został jeszcze wyczerpany.
Jak to się u mnie zaczęło?
Dając taki tytuł wpisu myślałam, że dość sporo tu napiszę, a okazuje się, że nie bardzo pamiętam od czego ta przygoda się zaczęła. Na pewno pierwszy raz o minimalizmie usłyszałam na YouTube, niestety nie pamiętam u kogo. Po jakimś czasie przyszły książki, m.in. Minimalizm po polsku i Sztuka prostoty. Ale wielkiej zmiany one u mnie nie zapoczątkowały bo mi się wydawało, że ja od zawsze mam mało rzeczy. Fakt, w mojej rodzinie wszystkich zachcianek się nie spełniało, bo nie było na to funduszy. Ale pomijając dom rodzinny, który jest odrębną kwestią, to ja jakoś wielu klamotów też nigdy nie miałam. Choć przy wielu moich przeprowadzkach zawsze łapałam się na tym, że niektórych rzeczy już mogłabym nie mieć i za każdym razem czegoś się pozbywałam. Jednak z czasem i tak coś przybywało.
Chyba jednak najbardziej nie podobało mi się to, że mimo, że rozpoczęłam proces odgracania to to co zostawało (bo przecież nie można np. pozbyć się wszystkich ubrań i chodzić nago) nie do końca mi odpowiadało. Ja nie umiałam też dobrze wybierać rzeczy, które naprawdę chciałabym w domu mieć. Często np. łapałam się na tym, że oglądając jakiś filmik na YT czy czytając post na blogu o polecanych kosmetykach, zaraz szukałam gdzie go mogę kupić. No bo przecież na pewno się sprawdzi i "muszę" go mieć. Jak mi pozwalał budżet to kupowałam, a potem część lądowała w koszu, nie oszukujmy się. Teraz wiem jakie błędy popełniałam. Wiem też, że mimo, że wydawało mi się, że mam mało rzeczy (bo było ich mniej niż u znajomych) to mi się faktycznie tylko wydawało, bo jednak były tam niepotrzebne bibeloty i ozdóbki, albo nienoszone ubrania. To też oddzielny u mnie temat rzeka, bo w mojej szafie zawsze wiał wiatr, ale mimo wszystko nie było się w co ubrać, bo większość rzeczy była źle dobrana.
Na minimalizm w moim życiu przyczyniło się więc kilka aspektów, nie ukrywam też, że głownie finansowy. Chciałam w końcu zacząć oszczędzać i odkładać jakieś pieniądze, a skoro płaca nie rosła to trzeba było też spróbować od innej strony.
Minimalizm sporo mnie w życiu nauczył i dalej uczy. W ogóle to taka fajna filozofia, która lubi łączyć się też z innymi jak właśnie moda czy less lub zero waste, a także z planowaniem posiłków i wiele wiele innych.
Czy minimalizm jest dla każdego? Nie wiem, ale na pewno każdy znajdzie w nim coś dla siebie.
Bardzo jestem ciekawa waszych przygód z minimalizmem, a także w ogóle tego co o nim myślicie i jak Wy to postrzegacie? Mam też nadzieję, ze ten wpis się Wam spodobał, bo planuję ich tutaj znacznie więcej, więc miło mi będzie jeśli ktoś będzie je z chęcią czytał.
11 komentarzy
Ja polubiłam minimalizm jakiś czas temu. Najpierw powyrzucałam, oddałam, sprzedałam niepotrzebne rzeczy. Przestałam kupować co chwile czegoś nowego, ograniczyłam zakupy i zaczęłam zużywać to co mam. Teraz dalej trzymam się planu ale zdarza mi się zrobić jakiś szał zakupów ale już nie tak jak kiedyś :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJeszcze daleko mi do minimalizmu i raczej nie dążę :D
OdpowiedzUsuńMarna ze mnie minimalistka, ale jakoś dobrze się z tym czuję. Widać jeszcze nie jestem na takim etapie swojego życia, gdzie czułabym potrzebę ograniczenia pewnych rzeczy :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to postępować w zgodzie ze sobą ;)
UsuńMinimalizm to bardzo fajny nurt aczkolwiek ja nie jestem się całkowicie na niego przerzucić. Owszem, jeśli chodzi o ubrania to kupuje tylko wtedy, gdy faktycznie coś jest mi potrzebne i tylko w lumpeksach 😉
OdpowiedzUsuńCiekawe informacje zawarłaś w tym poście, fajnie się czytało!
OdpowiedzUsuńBuziaki, mój blog ♥
Dziękuje ;)
Usuńwidac po Twoim blogu, ze lubisz minimalizm ;) dominuje u Ciebie biel i czern (co osobiscie bardzo mi sie podoba). ogolnie ten termin jest mi rowniez znany i oczywiscie lubiny ;) staram sie nie isc w przepych (jednak czasami mi sie to nie udaje) . pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńMój blog faktycznie jest w stylu minimalistycznym, ale w życiu w minimalizmie nie chodzi o kolory;)
UsuńJa też popełniam błędy. Myślę, że jak każdy, w końcu jesteśmy tylko ludźmi ;)
Nie lubię jak na grupach o minimalizmie panuje taki rygor: tyle i tyle rzeczy, powyżej już nie jesteś minimalista. Musisz mieć wszystkiego mało. Ostatnio babka pytała, ile książek może mieć, bo ma ich dużo a chce być minimalistką, tylko że kocha te książki. Oczywiście kazali jej większość oddać/sprzedać.
OdpowiedzUsuńTak jak piszesz, minimalizm to posiadanie tego, co się potrzebuje. Mam minimum ubrań, kosmetyków, rzeczy w kuchni, ale książek cały regał i bardzo się z tego cieszę :)
Niestety takiego typu zachowania mają miejsce pewnie w nie jednej grupie... podejrzewam, że np. są veganie, którzy krytykują wegetarianina, że dalej je nabiał, zamiast dostrzec, że zrezygnował z mięsa... Niektórzy traktują wiele spraw zbyt dosłownie i widzą tylko białe albo czarne, a szary już nie istnieje. No ale na szczęście na świecie jest masa ludzi i warto otaczać się takimi, co nas wspierają a nie tylko krytykują ;)
UsuńJa też lubię kupić czasem książkę. Mam czytnik, ale czasem po prostu "trzeba" mieć wersję papierową. W sumie wychodzę z założenie, że lepiej kupić książkę, do której można wracać, coś się z niej nauczyć albo podać dalej, niż np. ciuch który mamy mieć "na raz". ;)