.
Ostatnio bardzo modne na blogach czy kanałach z tematyką minimalizmu są wpisy o rzeczach, których już się nie kupuje jako minimalista. Taki tytuł jest, trzeba przyznać, dość chwytliwy, ale i temat ciekawy. Oczywiście z kupowania wielu rzeczy możemy zrezygnować wcale nie będąc minimalistami, czy krocząc tą ścieżką. Możemy mieć ku temu wiele innych powodów, jak np. ekologia, dieta itp.
Pomyślałam jednak, że też się na taki wpis zdecyduję. Ograniczę jednak informacje tylko do produktów kosmetycznych i higienicznych, bo nie chcę tutaj robić tasiemca w stylu "100 rzeczy...". No i też w tej dziedzinie jest mi jakoś zawsze najłatwiej zaczynać.
Lubiłam jak wiecie wszelkie kosmetyczne perełki i chętnie kupowałam coś z polecenia blogerek. Jeśli to mi się sprawdziło i tego używałam to super, ale jaki sens ma kupowanie produktów, których się nie zużywa. Szkoda pieniędzy i energii włożonej w zakupy, a część kosmetyków zdążyła się nawet przeterminować. Są takie produkty, których się po prostu nie używa, choćby nie wiem jak były cudowne czy pachnące. Czasem ze względu na lenistwo, czasem brak potrzeby lub z innego powodu.
Z niektórych produktów zrezygnowałam właśnie z takich powodów, a z niektórych dlatego, że znalazłam inne rozwiązania, które lepiej się u mnie sprawdzają.
Jakich więc produktów kosmetycznych nie kupuję odkąd dożę do minimalizmu?
1. PŁYN MICELARNY
Z płynów micelarnych zrezygnowałam na rzecz olejków. Od jakiegoś czasu makijaż zmywam olejkiem lub za pomocą specjalnej rękawicy. Lepiej się u mnie sprawdza ta metoda, więc po prostu nie potrzebuję płynów do demakijażu. Olejki są też wydajniejsze i często w szkle, więc też produkuje mnie plastikowych śmieci. W domu mam tylko miniaturkę płynu micelarnego, gdyby nocowała u mnie mama. Poza tym już tego produktu nie kupuję.
2. ŻEL POD PRYSZNIC
Z żeli również zrezygnowałam, na rzecz innego produktu, a mianowicie mydeł. I tak byłam dość wybredną konsumentką jeżeli chodzi o żele do mycia, bo te zwyczajne wysuszały mi skórę, a ja nie lubię się balsamować. Długo byłam więc wierna olejkowi pod prysznic z Isany i dalej go lubię, ale szybko się zużywał i kupowałam go spore ilości. Postanowiłam więc spróbować naturalny mydeł w kostce i bardzo je polubiłam. Choć na początku myślałam, że nie, to jednak okazało się że są całkiem wydajne. Żele omijam już szerokim łukiem.
3. BALSAM DO CIAŁA
Jak już wspomniałam nie lubię się balsamować. Jestem na to za leniwa? Nie wiem, jakoś nie mogę nigdy przy tym wytrwać. Więc nawet jeśli kupowałam jakiś fajny balsam czy masło, to prędzej czy później w połowie zużyte lądowały w koszu. W końcu przestałam je kupować w ogóle. Jeśli dostaje w prezencie to staram się zużyć choćby jako krem do rąk, ale sama już na takie pomysły nie wpadam. Zdecydowanie wolę wmasować olejek po kąpieli, więc jeśli już najdzie mnie ochota lub potrzeba by nawilżyć ciało to sięgam po taki olejek jaki akurat w domu mam, a zawsze mam coś do demakijażu, lub kokosowy w kuchni. Lub jeśli decyduję się na zakup to właśnie na olejek.
4. KREM DO STÓP
Z kremu do stóp zrezygnowałam bo jakoś nie widzę sensu w posiadaniu kremów do każdej części ciała. W zasadzie jednym kosmetykiem możemy nawilżyć ręce, ciało, stopy. Twarz rządzi się swoimi prawami, więc wiadomo tutaj inaczej. I tak kupuję dość sporo kremów do rąk bo zawsze muszę je mieć przy sobie i moje dłonie tego wymagają. Używam więc ich też do stóp, albo smaruje je tym samym olejkiem co ciało.
5. BALSAMY BRĄZUJĄCE
Kiedyś usilnie kupowałam balsamy brązujące, bo należę do bladziochów, a wylegiwać się na słońcu za bardzo nie lubię. W solarium też widzieli mnie lata temu, bo zwolenniczką robienia skórze krzywdy nie jestem. Miałam więc wielkie plany regularnego używania naturalnych balsamów, które nadadzą mi efekt delikatnej opalenizny, ale jak to u mnie z balsamami bywa, na planach się kończyło. W zeszłym roku nawet wyrzuciłam jeden balsam, który otwarty był od trzech lat i lepiej było go już nie tykać. Stwierdziłam więc, że to strata pieniędzy i przestałam je kupować. Trzeba będzie pokochać kolor swojej skóry, takim jaki jest.
6. KREMY DO GOLENIA
Wszelkich kremów i żelów do golenia nie kupuje już w zasadzie od lat. Golę swoje ciało zawsze pod prysznicem i po prostu używałam zwykłego żelu, którym się myłam, a teraz mydła. Nie widzę za bardzo różnicy, więc nie potrzebuje dodatkowych produktów w łazience.
7. MASZYNKI JEDNORAZOWE
Zrezygnowałam również z maszynek jednorazowych, co dobre jest nie tylko dla portfela ale i środowiska. Kupiłam po prostu męską maszynkę na wymienne końcówki i tylko je co jakiś czas dokupuje. Działa dużo lepiej. W zasadzie jednorazowe maszynki są okropne, wcale dobrze się nimi nie goli i często skóra jest podrażniona. Wiem, że są też maszynki na żyletki, ale ja jakoś boję się po nie sięgnąć, bo mam talent do zacinania się. Może jednak kiedyś spróbuję.
Bez tych powyższych produktów mogę się spokojnie obejść. Co myślicie o takim zestawieniu? Czy są wśród Was osoby dążące do minimalizmu? Zrezygnowaliście z kupowania jakiś produktów? Jestem bardzo ciekawa.
15 komentarzy
Ja maszynek jednorazówek nie używam bo mam golarkę-depilator. Żele do mycia czasem mam, ale mydło jest w ruchu najczęściej. Za to z kremu do stóp nie rezygnuję, ale staram się go zastąpić masłem do ciała, lub tym co akurat mam na stanie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie u mnie ta "rezygnacja" była też na zasadzie zastąpienia;)
UsuńDaleko mi do minimalizmu i raczej tak pozostanie :D
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też sporo kupowałam balsamów brązujących : ) Też jestem bladziochem, ale denerwowało mnie to i też lepiej mi bez nich : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czasem lepiej po prostu odpuścić ;)
UsuńZ omówionych produktów nie stosuje balsamów brązujących. W zimę niekoniecznie widzę sens ich stosowania, a latem wolę naturalną opaleniznę, choć w tej kwestii też muszę uważać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
ja używam maszynki wielorazowej, również nie używam żelów do golenia ;) Ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńCzyli tutaj tak jak ja;) Dziękuje
UsuńTeż nie kupuje balsamów brązujących.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
hmm ja takich balsamów nigdy nie kupowałam, teraz też używam lasera do depilacji, więc maszynki również idą w odstawienie!
OdpowiedzUsuńhttp://dorey-doorey.blogspot.com
Ja nie kupuję suchych szamponów, masek do włosów, wszelkich masek do stóp, dłoni, nic na cellulit itp. peelingów do ciała, olejków do twarzy (w ogóle do twarzy używam aktualnie żel do mycia, krem, maseczkę i peeling) :D pianek do golenia też nie kupuję.
OdpowiedzUsuńO właśnie o maskach do włosów zapomniałam w tym zestawieniu, bo tez je przestałam kupować jakiś czas temu ;) A wszelkich masek do stów, dłoni czy czegoś na cellulit nie kupowałam w sumie nigdy. Suchy szampon za to mam bo często mnie ratuje, ale butelka starcza mi na bardzo długo bo sięgam tylko wtedy gdy muszę :)
UsuńJa akurat minimalistką nie jestem. jedyne z czego tak całkiem zrezygnowałam to kupne peelingi do ciała. Sama sobie robię peeling kawowy.
OdpowiedzUsuńJa raczej nie dałabym rady bez powyższych produktów :).
OdpowiedzUsuńPłynów micelarnych tez nie używam, tak samo jak pianek czy żeli do golenia. Kremy do stóp też u mnie nie znajdują zastosowania. Chciałabym się tez przerzucić na mydła w kostce
OdpowiedzUsuń